czwartek, 13 lutego 2014

One-shot nr 4 "Tyle serc, złamanych"

Co by tu.... Walentynki... Tyle serc... złamanych. Nie żebym coś miała do tego "święta", ale czerwone serduszka, czekoladowe serduszka, lizaki serduszka, bukiety w kształcie serduszka.... tragedia, no bo ile można?? Nie rozumiem dlaczego ten dzień ma być taki szczególny skoro, kochać powinniśmy cały rok, tak samo z okazywaniem uczuć. Sama komercja. Ale, nie przedłużając ;) Zapraszam do przeczytania (specjalnie na walentynki, bo pewnie większość z was nie myśli o 14-nastym lutym jak ja) one-shota napisanego wspólnie z Nostalgią (dzięki wielkie za pomoc!), betowane tradycyjnie już przez Franię (Tb też dziękuję). Zastanawiałam się nad tytułem, ostatecznie zdecydowałyśmy się na "Tyle serc, złamanych". Jeżeli sądzicie, że jakiś tytuł lepiej by pasował to piszcie propozycje w komentarzach ;) A teraz zapraszam do czytania!!!

14 lutego. Dla większości ludzi to szczęśliwy, przepełniony miłością dzień. Dla mnie jednak to od dwóch lat najgorsze 24 godziny w ciągu całego roku. Wstaje rano, ubieram się, nie jem śniadania. Jednym zdaniem - rozpoczynam swój comiesięczny rytuał. Chcę jak najszybciej tam dotrzeć. W drodze do drzwi omijam nasze wspólne zdjęcia, jednak nie mam siły, by na nie patrzeć. Zakładam kurtkę i wychodzę. Idąc, po drodze wchodzę do małego sklepiku. Kupuję kwiaty i znicz.
Podchodzę do wielkiej bramy. Przechodzę przez nią mimo przygniatającego bólu. Podążam znajomymi alejkami. Zaczyna mżyć. Docieram w końcu na miejsce. Siadając na ławce przy grobie, przypominam sobie jak się poznaliśmy. Nigdy nie pomyślałbym, że nasze przypadkowe spotkanie okaże się być początkiem niezwykłego uczucia. Pamiętam ten dzień jakby to było wczoraj…
    Klara, moja narzeczona zaprosiła mnie na Walentynowy kolację do naszej ulubionej restauracji. Byłem zaskoczony, gdyż nigdy tego nie robiła. Przez cały posiłek miałem przeczucie, że chce powiedzieć mi coś ważnego. Kiedy zamówiliśmy deser w końcu to z siebie wykrztusiła. Powiedziała, przepraszającym tonem, że nie może ze mną być. Najbardziej zaskoczył mnie fakt, że postanowiła oddać swe życie w ręce Boga. Zobaczywszy moją minę i zaszklone oczy, nie zrobiła nic. Jedyne na co było ją stać, to wyjście bez słowa i zostawienie mnie zupełnie samego. Nie mogłem uwierzyć, że miłość mojego życia (jak wtedy o niej myślałem) postanowiła mnie opuścić. Siedziałem tak, niezdolny do jakiegokolwiek ruchu. Do dziś nie jestem pewny ile czasu to trwało.
Nagle poczułem na mym ramieniu czyjąś dłoń oraz usłyszałem wesoły, ciepły głos mówiący: ,,Nie martw się! Jak nie ta to inna”. Zdezorientowany odwróciłem się. Zobaczyłem przed sobą młodego mężczyznę. Miał może 22 lata. Uśmiechał się promiennie. Pierwsze co przykuło moją uwagę to jego jasnobłękitne oczy, w których widniały iskierki radości. Zapytał, czy może sie dosiąść. Powiedział mi, że i on został rzucony kilka dni wcześniej. Po długiej rozmowie umówiliśmy się na następny dzień. Piwo było dobrym rozwiązaniem. Przez kilka następnych tygodni Dawid był dla mnie jedynym oparciem. Nawet nie zauważyłem, kiedy stał się dla mnie kimś ważnym. Wszystko układało się dobrze do momentu, aż mnie nie pocałował. Zaraz potem przeprosił mnie i szybko odszedł. Po tym incydencie unikał mnie ponad tydzień. W końcu wpadliśmy na siebie koło kina. Zaprosiłem go na kawę, a on po chwili namysłu zgodził się.
Na samym początku było dość niezręcznie. Nie do końca wiedziałem jak rozpocząć rozmowę. Dokładnie jednak wiedziałem, co chciałem powiedzieć, ale nie umiałem ubrać tego w słowa. Dawid odezwał się jako pierwszy nieco zmienionym głosem: „Nie chciałem, żeby to się wydarzyło. Wolałbym gdybyśmy o tym zapomnieli”. Jednak ja nie chciałem zapomnieć. Nie umiałem. Po tym pocałunku zacząłem inaczej patrzeć na niego. Każdego dnia biłem się ze swoimi myślami. Nie mogłem zrozumieć jak mogę myśleć o innym facecie w taki sposób, jak myślałem o Klarze. Postanowiłem odpuścić ten temat. Chciałem, żeby sprawy potoczyły się w swoim tempie. Wbrew oczekiwaniom nie musiałem długo czekać. Kilka dni później postanowiliśmy obejrzeć mecz i wypić jakieś piwko, a nowy telewizor, który kupiłem był na to idealną okazją. Właśnie tego wieczoru zrozumieliśmy, że oboje znaczymy dla siebie o wiele więcej niż zwykli przyjaciele. Od tego momentu, kolejne lata były najlepszymi w moim życiu. Oczywiście nie było idealnie, ale najważniejsze było to, że blisko mnie była osobę, która mnie kocha, i którą kocham ja.
       Nasza sielanka nie trwała długo. Podczas wyjazdu w góry Dawid zaczął się źle czuć. Jego stan pogorszył się na tyle, że musiałem zabrać go do szpitala. Tam okazało się że ma raka mózgu. Lekarz powiedział, że został mu jedynie miesiąc życia. Nie byłem na to przygotowany. Zresztą żaden z nas nie był. Zaproponował on, żebym zabrał Dawida do domu. Tak też zrobiłem. Cały ten czas staraliśmy się, by żyć normalnie, bez względu na to, co na nas czeka. Kochałem go, a to sprawiało, że bolała mnie świadomość upływającego czasu. Pewnego dnia, gdy wróciłem z zakupów, widziałem jak siedział w bujanym fotelu na werandzie opatulony kocami. Wyglądał tak spokojnie. Nie chciałem mu przeszkadzać, dlatego wszedłem po cichu do domu. Później zaczęło się ściemniać, więc poszedłem do niego, by zabrać go do łóżka. Nachyliłem się nad nim i powiedziałem, że czas już iść. Nie doczekałem się jednak odpowiedzi...
Umarł, a ja zostałem sam. Możecie mówić, że czas goi rany. Nie zgodzę się z tym. Według mnie przyzwyczaja on jedynie do bólu. Teraz siedzę tu, nad jego grobem. Wydaje mi się, że nie umiem już płakać. Często myślę, że bez niego rzeczy straciły jakikolwiek sens. A ja zamiast żyć, tylko egzystuję...

wtorek, 11 lutego 2014

Opowiadanie o kuzynach cz.14

Ymm... już jest :) z małym poślizgiem, ale jest ;) nie przedłużając, zapraszam do czytania ( i komentowania) ;)


Damian
Andrzej musiał nas gorączkowo wyczekiwać ,bo gdy tylko podeszliśmy do drzwi to od razu się otworzyły. Nie musieliśmy nawet pukać. W progu przywitał nas uśmiechnięty od ucha do ucha chłopak. Co prawda nie dało się nie zauważyć, że jego mina zrzedła na widok Piotrka, ale postanowiłem to zignorować.
Kiedy już pozbyliśmy się kurtek i butów, udaliśmy się do kuchni. Okazało się, że mama naszego gospodarza miała nocny dyżur w miejscowym szpitalu. Mieliśmy cały dom dla siebie. Razem z kuzynem usiadłem przy kuchennym stole a Andrzej nastawił wodę na herbatę, po czym do nas dołączył. Podczas gdy we dwójkę rozmawialiśmy "o wszystkim i o niczym", Piotrek pisał zaciekle SMS-y, nie zwracając na nas najmniejszej uwagi.
Naszą rozmowę przerwał gwizdek czajnika. Z parującymi kubkami poszliśmy do salonu, by wybrać filmy na dzisiejszy wieczór. Gdy tylko zobaczyłem kolekcję horrorów opartych na podstawie powieści Stephana Kinga oniemiałem, to od razu zarządziłem, że oglądamy "Carrie", "Worek kości" i "Miasteczko Salem". Byłem tak zaaferowany, że nie spostrzegłem przerażonej miny Andrzeja. Kiedy odwróciłem się do chłopaków, aby zapytać o zdanie, Piotrek z błyskiem w oku przytaknął na ten pomysł.
- No dobra...- zaczął mówić Andrzej. Jego niepewna mina poniekąd mnie zaskoczyła.
-Ale...? - Było ewidentnie widać, że coś było nie w porządku.
- Alee... - Na jego twarzy pojawił się chytry uśmieszek. - W zamian siedzisz koło mnie i śpisz ze mną. Będziesz mnie pilnował przed Barlowem*- tu zrobił pauzę, po czym dodał. - Mama przygotowała wam pokój gościnny, ale mam nadzieję, że to nie będzie dla ciebie problem, co?
- Oczywiście, że nie! - Widząc wyzwanie w jego oczach musiałem się zgodzić. - Pff... no kto by pomyślał, że będziesz się bał horrorów, jak jakiś pięciolatek.
- Wcale się nie boję! - Wykrzyknął i wydął swoje ponętne usta. Wychodząc do kuchni zrobić popcorn, rzucił jedynie przez ramie prośbę, byśmy w tym czasie przygotowali DVD i filmy.
(Chwila!! Czy ja pomyślałem o ustach mojego przyjaciela, że są "ponętne"?! )
Na krótką chwilę zatonąłem w myślach. Nim spostrzegłem, Piotrek przygotował sprzęt, a Andrzej przyniósł przekąski i napoje. Nie myśląc wiele usiadłem w rogu kanapy. Gospodarz popatrzył na mojego kuzyna wilkiem, gdy ten zaczął się zbliżać do sofy i "uprzejmie" poprosił go zaciągnięcie zasłon, podczas gdy sam wskoczył na miejsce obok mnie. Piotrek był zmuszony usiąść w przeciwległym rogu kanapy.
Zaczęliśmy oglądać...
***
Dobra, przyznaję. To był zły pomysł. Przez jakiś czas myślałem, że Andrzej tylko udaje, że się boi, ale kiedy się prawie popłakał, wiedziałem, że jednak nie. Po jakimś czasie jego drobne ciało było przyciśnięte do mnie tak bardzo, że oparcie mebla niemiłosiernie wbijało mi się w bok. Było mi głupio, że "zmusiłem" go do oglądania tych filmów. Piotrek, musiał mieć z filmu i z nas niezły ubaw, bo co chwilę wybuchał śmiechem.
W połowie trzeciego filmu, postanowiłem, że już dość z tym. Zauważyłem, że kuzyn przysypia, a przyjaciel prawie wdrapał mi się na kolana (co było dość rozpraszające). Z roztargnieniem wyłączyłem odtwarzacz.
- Ej! Idziemy spać, co? - Odciągnąłem od siebie Andrzeja i szturchnąłem Piotrka, który zasnął.
- No dobra – ziewnął, po czym skierował spojrzenie na blondyna. - To gdzie my mamy spać??
- My?- Zapytał chłopak.
- No w sensie, że ja i Damian.
- Przecież Damian śpi ze mną, obiecał mi - po czym zrobił niewinną minę i uśmiechnął się do mnie jakby czekając na potwierdzenie. Piotrek zmierzył go nieodgadnionym wzrokiem.
- No tak. Rzeczywiście - poczułem się trochę zakłopotany. Po części tym, że o tym zapomniałem, a po części tym, że kuzyn musi spać sam w pokoju w obcym domu.
- To chodźcie na górę.- Mały (bo rzeczywiście Andrzej był dużo niższy od nas) zaczął ciągnąć mnie za rękę w stronę schodów. Piotrek powlókł się za nami z naburmuszoną miną.
***
Po dotarciu na górę i pokazaniu Piotrkowi pokoju gościnnego, poszliśmy do sypialni Andrzeja. Już na wejściu zauważyłem jednoosobowe łóżko.
- Stary, masz drugą poduszkę i kołdrę?- Postanowiłem spać na ziemi. Nie powinienem mu przecież zajmować łóżka.
- Po co ci?- Zapytał, z kpiną w głosie. - Chyba nie zamierzasz spać na ziemi. Wskakuj na łóżko, zmieścimy się. A poza tym obiecałeś, że śpisz ze mną - mówiąc ostatnie zdanie, mrugnął do mnie.
- Niech ci będzie – odpowiedziałem rzucając się na łóżko. Nie chciałem się kłócić. Byłem zmęczony, okropnie zmęczony.
- Masz zamiar spać w ciuchach? - Sam zaczął się rozbierać, aż został w samych bokserkach i czekał na mój ruch. Poddałem się i też się rozebrałem.
Ledwo usiadłem na łóżku, jego ręce wciągnęły mnie pod kołdrę i objęły mnie. Nie powiem, że poczułem się komfortowo, ale było przyjemnie czuć ciepło drugiej osoby obok. Andrzej wyłączył lampkę nocna i w pokoju zapanowała ciemność. Ze względu na wymiary łóżka, blondyn prawie na mnie leżał. Nagle poczułem, że jego wilgotne wargi dotykają mojej szyi. Pomimo chwilowego przerażenia, postanowiłem oddać się chwili, nie myśląc o jutrze.
Objąłem go ramieniem zmieniając naszą pozycję. Podniosłem się i oparłem o wezgłowie łóżka, a przyjaciela podciągnąłem tak, że okrakiem usiadł mi na udach, przyciskając swoje krocze do mojego. Nagły dreszcz podniecenia wstrząsnął moim ciałem. Zaczęliśmy zachłannie się całować. Jego ręce wsunęły się w moje włosy, by pogłębić pocałunek. Zsunąłem swoje ręce z pleców na jego pośladki, lekko je ugniatając.
Kiedy w końcu daliśmy sobie kilka sekund na zaczerpnięcie oddechu...